Już wiem…
Już wiem skąd w schroniskach i na ulicach biorą się stare, chore, zdezorientowane psy. Do tej pory zawsze z nienawiścią myślałam: pewnie umarła babcia, wnuczka wzięła mieszkanko a stary „babciny” psiak … na ulicę.

Dziś już wiem. Tych psów pozbywają się „dobrzy, porządni ludzie”. Nasi sąsiedzi, znajomi, ci, którym pełni nadziei, z pełną ufnością dajemy te zmaltretowane, znalezione zwierzęta, licząc, że teraz już zawsze będą bezpieczne. Wcale nie pijaki i menele, bo znam pijaków, którzy o psy dbają lepiej niż o siebie samych.

Dziś wrócił do nas Misio, malutki starszy piesek, którego 5 lat temu zawiozłam do starszego małżeństwa i skakałam do góry z radości, że znalazłam mu cudny dom.

Po pięciu latach, kiedy piesek zaczął chorować bez jednego telefonu, bez uprzedzenia przyjechali do nas z Misiem, „bo już wydali 100zł na leczenie i więcej nie zapłacą”. Na nic się zdały tłumaczenia, że gotowi jesteśmy pokryć koszty leczenia byle tylko nie oddali psa, bo przecież dla takiego starszego psiaka kolejna zmiana miejsca to dramat. Państwo jednak bez mrugnięcia okiem zostawili Misia i pojechali...

Miś żył u nas jeszcze pół roku. Po lekach poczuł się lepiej, miał apetyt, był wesoły. Nadspodziewanie dobrze zaaklimatyzował się w naszej gromadzie i może lepiej, że z całej tej historii niewiele zrozumiał.