
|
GNIEWKA
Historię Gniewki opowiedziała mi
jedna
z naszych wolontariuszek. Ta opowieść mnie wzruszyła i rozczuliła,
sprawiła, że od nowa zaczęłam wierzyć, że zdarzają się cuda, że są
ludzie dzięki którym wiem, że nasze działania mają sens! Przywróciła
mi wiarę w ludzi, w ich bezinteresowność i chęć pomocy. Oto piękna
i optymistyczna historia (z morałem), którą pragnę się podzielić.
"O Gniewce dowiedziałam się
przypadkiem. Karmię bezdomne psiaki z portalem tablica.pl
i właśnie tam przeczytałam wzruszający list Gniewki: Witaj, mam na
imię Gniewka i mam trzy łapki. Całe życie spędziłam na czekaniu na
dobry dom. Dzielnie trwałam w schronisku, bo wierzyłam, że odmieni
się los
i dasz mi szansę. Jednak mijały lata a Ciebie nie było. Zmieniały
się pory roku
i czworonożni przyjaciele. Znikła nadzieja, nasiliły się smutek i
samotność. Rzadziej pojawiał się uśmiech na pyszczku, zaczęłam
zamykać się w sobie i coraz częściej nachodziła mnie myśl, że nigdy
nie przyjdziesz tutaj po mnie i odejdę bezdomna. Brakowało sił by
dalej żyć. Jestem wrażliwą, mądrą i delikatną sunią z pięknym
wnętrzem, gdy popatrzysz na mnie sercem. Zawsze lubiłam pełnić rolę
towarzysza człowieka, ale tak mało miałam ku temu możliwości.
Chciałabym podać Ci łapę, jako zaproszenie do naszego wspólnego,
cudownego życia... przestałam już wierzyć, że mnie zabierzesz.
Twoja na zawsze - Gniewka
|
Przeczytałam ten list i nie mogłam
przestać myśleć o tej małej, bezdomnej suczce. Zaczęłam szukać
informacji o niej i tak trafiłam na wątek Gniewki na dogomanii.
Wydawało się, że mimo wielu ogłoszeń nikt nie zwróci na nią uwagi.
Byłam załamana. Nie wiem dlaczego właśnie ona, ale ta mała po prostu
ukradła mi serce. Nawet w nocy śniło mi się, że znajduje w końcu
dom. I nagle zdarzył się cud - z ogłoszenia na Allegro.pl napisał
pan, który postanowił zaadoptować Gniewkę. Myślałam, że zwariuję ze
szczęścia. Mało tego okazało się, że pan, który się zainteresował
sunią mieszka w Łodzi! Nie mogło być lepiej :) Dziewczyny
z dogomanii zwróciły się z prośbą do osób mieszkających w Łodzi o
przeprowadzenie wizyty przedadopcyjnej. Od razu się zgłosiłam.
Postanowiłam jednak nie jechać sama i poprosiłam panią Anię o pomoc.
Co dwie głowy to nie jedna. Zwłaszcza, że Gniewka miała przyjechać
z drugiego końca Polski (Biała Podlaska), więc na mnie spoczywała
ogromna odpowiedzialność i o pomyłce nie mogło być mowy! Zanim
jeszcze pojechałyśmy dowiedziałam się, że pan, który adoptuje
Gniewkę, jest moim kolegą z liceum.
więcej
|