

|
WICIA
ZOSTAŁA ADOPTOWANA :)
Oczywiście nie
obyło się bez dramatycznej przygody, ponieważ
Wicia parę dni po adopcji przestraszyła się,
zerwała ze smyczy i uciekła, ale dzięki
intensywnym poszukiwaniom z powrotem trafiła a
ramiona swojej ukochanej opiekunki. Teraz jest
najszczęśliwszą suczką pod słońcem!
HISTORIA
WICI
WICIA
od niedawna jest naszą podopieczną. A, oto jej
historia:
"12 listopada
pracowałam w Opocznie. Jestem przedstawicielem
handlowym, który każdego dnia jest w innym
mieście. Tego dnia, w centrum miasta,
zauważyła chudziutką, biedną i wystraszoną
sunię. Tłumaczyłam sobie, że pewnie jest
czyjaś
i tylko sobie spaceruje. Pojechałam do pracy,
ale jakiś dziwny traf chciał, że co jakiś czas
przejeżdżałam obok ronda, na którym po raz
pierwszy zauważyłam sunię. Kiedy skończyłam
swoje zajęcia, postanowiłam raz jeszcze wrócić
na miejsce gdzie widziałam suczkę i spróbować
dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Długo nie
musiałam czekać, bo już po kilku chwilach
zauważyłam Panią, za którą wędrowała gromadka
psów, czekających na jedzonko. |
Pani, która jak
się okazało codziennie dokarmia psy,
opowiedziała mi o każdym z nich - gdzie
mieszkają i czyje są. Aż się bałam zapytać o
małą suczkę, którą zauważyłam rano, a która
teraz trzymała się na uboczu. Jednak Pani
Basia sama powiedziała mi o suni, która
pojawiła się tydzień temu, że jest nieufna i
wycofana i, że bardzo się o nią martwi, bo
wydaję się być bezdomna. Od razu postanowiłam
działać! A, co tam, Ania z Fundacji AZYL, jak
zobaczy takie biedne maleństwo, na pewno nie
odmówi mi pomocy! Tylko jak ją złapać? W
końcu, po wielu próbach, udało się :) W jednej
ręce trzymałam jedzenie a drugą złapałam za
kark i mimo szarpania i pisków, nie puściłam.
Suczka zsiusiała się ze strachu, ale
pomyślałam, że przecież boi się już ostatni
raz, bo teraz będzie już bezpieczna i będzie
miała lepiej! Położyłam ją na tylnym
siedzeniu, na ciepłym kocyku a ponieważ była
bardzo wystraszona, postanowiłam jej nie
przywiązywać, zresztą grzecznie położyła się,
powierzając mi swoje psie życie. Obie z Panią
Basią, byłyśmy bardzo szczęśliwe, że mała już
nie będzie się więcej błąkać! Cóż za piękny
koniec dnia :) Ujechałyśmy może z 10
kilometrów, kiedy na drodze zauważyłam mrożącą
krew w żyłach sytuację - na środku ruchliwej
jezdni, tuż przed nadjeżdżającym tirem pojawia
się znienacka mały szczeniaczek... Krzyk
dzieci stojących na przystanku, pisk hamulców
rozpędzonego tira!!! Pomyślałam, że to koniec.
Na szczęście kiedy kierowca zaczął hamować,
szczeniaczek zdążył uciec na pobocze. Niestety
auta nie przestawały jechać a maluch
najwyraźniej wpadł w histerię
i zaczął biegać w popłochu. Pomyślałam, że
drugi raz mu się nie uda i nie zastanawiając
się, podjechałam jak najbliżej niego i
uchyliłam drzwi. W tej samej chwili poczułam
uderzenie z tyłu
i sunia, którą złapałam z takim trudem, która
mi zaufała, uciekła...
Zdążyłam złapać
szczeniaka, szybko wsadzić do do samochodu,
zatrzymać się na uboczu
i zaczęłam biec za uciekającą sunią. Wszystko
trwało ułamki sekund, ale suczka gnana
panicznym lękiem uciekła. Szukałam jej przez
następne trzy godziny, bezskutecznie... Co
jakiś czas pojawiała się w wysokich trawach,
by po chwili zniknąć. Zrobiło się ciemno a ja
zrozpaczona musiałam wracać. Dalsze
poszukiwania w nocy, nie miały sensu...
Zabrałam ze sobą uratowanego szczeniaczka.
Okazało się, że chyba zna człowieka z
nienajlepszej strony, bo był przestraszony
i wycofany! Do miejsca, w którym uciekła
sunia, miała 100 kilometrów, dlatego
pojechałam tam następnego dnia z dwiema
koleżankami. Szukałyśmy, pytałyśmy,
rozkleiłyśmy ogłoszenia, ale nikt suni nie
widział. Wieczorem zadzwonił do mnie Pan,
który pomagał nam w poszukiwaniach
i powiedział, że sunia pojawiła się przy
lesie, że zaniósł jej jedzenie! Jakaś
nadzieja...
Niestety ani
drugiego, ani trzeciego dnia sunia się nie
pojawiła... Szukała jej tez Pani Basia
z Opoczna, która dokarmia okoliczne psy, ale
też bezskutecznie. 17 listopada zadzwoniła
Pani
z pobliskiej wsi, że na jej posesji od trzech
dni mieszka mała sunia. Zapytała, czy jeśli
się okaże, że to nie sunia, której szukam to
mimo wszystko ją zabiorę. Zgodziłam się i
poprosiłam
o przesłanie zdjęcia. Okazało się, że to
jednak moja sunia, moja mała bieda! Pani
zaczęła regularnie ją dokarmiać i oswajać,
żeby zdobyć jej zaufanie. Sunia pozwala się
głaskać po pyszczku, ale to wszystko. Powoli
zaczyna się oswajać i mam nadzieję, że wkrótce
otrzymam telefon, że udało się ją złapać i, że
mogę po nią jechać. Moje pisanie właśnie
przerwał telefon
z informacją, że sunia zaczęła się już bawić z
pieskiem Państwa i, że wchodzi na schody
prowadzące do domu. Teraz juz wiem, że za
dzień lub dwa pojadę po nią, przywiozę do
hotelu, wysterylizuję, zaszczepię, odrobaczę,
zaczipuję i znajdę najwspanialszy dom pod
słońcem
a wszystko to, dzięki mojej ukochanej i
jedynej, która pomaga, Fundacji AZYL."
|