Misio zmotoryzowany
Trafił do nas 29.12.01. I był to dla Misia najwyższy czas,
bowiem od trzech dni leżał w zaspie śniegu, przy temperaturze –
15 stopni !
Leżał na poboczu drogi, potracony przez samochód z przetraconym
kręgosłupem.
Leżał, czekał, nie tracił nadziei. Choć chwilami ciężko było być
dobrej myśli... Tylu ludzi przejeżdżało, przechodziło obok ale
Misia nikt nie widział. A on leżał sobie cichutko, pogodzony z
losem.
Już z daleka go dostrzegliśmy: ruda plama na białym poboczu.
Próbował odczołgać się dalej od nas, pewnie nie raz już otrzymał
razy, pewnie i teraz spodziewał się raczej czegoś złego. Ale
jednak zaufał nam.
Nie
do wiary, ale już w samochodzie próbował się z nami bawić. Po
tym wszystkim, co przeszedł !
Nikt nie dawał nam szans, że da się Misia uratować, ale wspólny
wysiłek opłacił się.
Pierwsza zajęła się nim Pani doktor z lecznicy na ul. Stefana.
Prześwietliła Misia, dała leki i pożyczyła drzwi od szafki, aby
bezpiecznie, nie uszkadzając bardziej kręgosłupa, przewieźć go
do domu.
Pierwszy tydzień był straszny i dla nas i dla Misia. On musiał
przyzwyczaić się do nowej sytuacji, my zaś do ciągłego
sprzątania, ponieważ niestety nie wstawał i wszystkie potrzeby
załatwiał pod siebie. Ktoś poradził nam pieluchy i to już był
wielki krok naprzód. Misiek doskonale wiedział, że najpierw jest
mycie, potem smarowanie balsamem, aby nie porobiły się rany, a
następnie zakładanie pieluchy i mocowanie jej taśmą klejącą. Po
ostatnim etapie Misiek uciekał ! Po swojemu ciągnąc tylne nogi
za sobą a i tak potrafił dogonić niejednego psa i solidnie
przetrzepać mu futerko!
Ale, jak przyszłość miała pokazać, wszystko, co najlepsze było
jeszcze przed Miśkiem.
W naszym domu pojawił się Pan Mariusz. Przypadkiem usłyszał, ze
jest pies, który nie chodzi, a ponieważ z zawodu jest masażysta
postanowił zobaczyć, co da się z tym zrobić. A dało się bardzo
wiele. Pan Mariusz widząc z jaką radością Misiek podchodzi do
życia i wszystkiego, co go otacza postanowił zrobić mu wózek.
Dzięki niemu i mojemu mężowi, którzy przez kilka wieczorów
konstruowali specjalny „pojazd” Misiek ma wózek i może biegać.
Początkowo baliśmy się, jak sobie poradzi, czy nie będzie się
tego wózka bał ?
Zupełnie niepotrzebnie, Misiek posadzony pierwszy raz na wózku,
zanim się obejrzeliśmy był już przy drzwiach – on chciał iść na
spacer. Przednimi, zdrowymi nogami przebierał tak prędko, że nie
mogliśmy za nim nadążyć. Tak, jakby rozumiał, że to jest jego
szansa na w miarę normalne psie (ale już nie pieskie) życie.
Obwąchiwał każdy krzaczek – przez ponad miesiąc nie był przecież
na spacerze!
A my cieszyliśmy się tak bardzo, że on może się nareszcie
normalnie poruszać. Już na pierwszym spacerze gnał na tym wózku
tak, że musieliśmy trzymać go na długiej smyczy, bo baliśmy się,
że go nie dogonimy. Wzbudził oczywiście niesamowitą sensację na
ulicy ale teraz wszyscy w okolicy już go doskonale znają. Misiek
biega tak, że nie sposób mu uciec. O ile jeszcze klucząc między
drzewami mamy jakąś szansę, o tyle na prostej jest
bezkonkurencyjny. A za to, że mu próbujemy uciekać karze nas
podgryzając i szczypiąc po nogach. W wyścigu za piłką żaden pies
nie ma szans – Misiek biegnie tak szybko, a warczy przy tym tak,
że nawet jak się któryś nieopatrznie wyrwie, to zaraz rezygnuje
i Misiek szczęśliwy dopada piłkę. Jak chce wyjść na spacer, to
tak długo wali łapą w bramę, aż się ktoś zlituje i zabierze go
na ten
upragniony spacer.
A jak tylko zobaczy, że ktoś idzie w stronę furtki, biegnie aż
dudni pod nim ziemia i oczywiście nie przepuści okazji, żeby
wyjść na spacer. Znają go już wszyscy bliżsi i dalsi sąsiedzi, a
spacer z Misiem trwa godzinami, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto
chce go pogłaskać, zapytać o jego historie, a Misio już wtedy
doskonale wie, jak wyłudzić jakiś smakołyk! Biega z dziećmi z
okolicy a piłki aportuje, jak żaden inny pies.
Gdyby Misiek był człowiekiem prawo jazdy miałby nie dłużej niż
trzy dni. Zapomina zupełnie o tym wózku i ciągle w coś uderza.
Ostatnio ganiając się z innymi psami wjechał w garaż z takim
impetem, że wózek rozpadł się na kawałki!
Misio występował w telewizji, miał sesje zdjęciowe do gazet i
chyba powoli czuje się już gwiazdą! Dzięki „sławie” Misia
zgłosiło się do nas kilka osób mających pieski po wypadkach i
również dla nich udało się nam zrobić wózki. Jednak żaden z tych
psiaków nie reaguje na widok wózka tak, jak on: szczeka,
piszczy, podskakuje. Byle szybciej, byle już mógł pędzić!
Jest psem, który zrobi z nami wszystko, wszędzie chce pojechać,
zawsze jest zadowolony, a jego roześmiany pysk przypomina
delfina. Wózek w niczym mu nie przeszkadza, nawet w jeżdżeniu po
schodach.
Misio jest z nami już 10 miesięcy i oczywiście uważa, że jest
najważniejszy na całym podwórku.
Do miski nie dopuści innego psa, jak pojawi się w naszym domu
jakąś nowa suczka adoruje ją i biega za nią po całym podwórku
jeżdżąc nam i innym psom po nogach !
Wydaje się nam, że Misio jest szczęśliwy !
Do tej historii życie dopisało niestety smutne zakończenie.
Postanowiliśmy jednak historię tego dzielnego psiaka umieścić na
naszej stronie. Żeby pokazać, że nawet kaleki pies może sobie
świetnie radzić i żeby, chociaż w ten sposób, pozostał wśród
nas.
2 sierpnia 2003 roku Misio niestety pożegnał się z nami …
Był z nami tylko półtora roku, choć wydawało się, że będzie z
nami zawsze.
Tyle życia, radości i energii wnosił w nasze życie. I mimo, iż
minęło już tyle czasu, pisząc tę historię nadal nie mogę
powstrzymać łez.
Czasem bywał trochę kłopotliwy, wymagał częstych kąpieli,
sadzania na wózek, wiecznie trzeba było sprzątać. Ale nigdy nie
uważaliśmy tego za uciążliwość – to była cena za możliwość
przebywania z tym wyjątkowym zwierzakiem. Bo, że Misio był
wyjątkowy przyznawał każdy, kto choć raz miał z nim kontakt.
Wiecznie radosny, wiecznie gdzieś pędził ale chyba właśnie za tą
energię, która rozsadzała go na każdym kroku, zapłacił najwyższą
cenę – jego serduszko nie wytrzymało. Zadajemy sobie do dziś
pytanie, czy mogło być inaczej? Czy, gdyby tak nie biegał, nie
szalał do dziś byłby z nami? Ale może właśnie tak wolał żyć: nie
czując ograniczeń, jakie nakładało na niego jego kalectwo?
A my?
Ciągle zadajemy sobie pytanie, dlaczego był u nas tak krótko…
Czasem wydaje się nam, że słyszymy poskrzypywanie jego wózeczka,
kiedy przejeżdżał pod oknem…..
Strasznie nam ciebie brak, Misiu….
Ale ty pewnie o tym dobrze wiesz. Biegasz sobie zapewne na
zdrowych łapkach po zielonej łące w psim niebie i popatrujesz,
co tu na dole robią twoi kumple.
|