
|
Wspaniała
historia pewnej kotki nazwanej przez
tymczasową opiekunkę - FRANCĄ
"Dzień dobry!
Mam na imię Ewa, 24 lata
i chciałam się podzielić z Wami moją małą,
kocia historią, która z jednej strony ukazała
mi realia panujące w niektórych fundacjach
działających na rzecz zwierząt, zaś z drugiej
pozwoliła uwierzyć, że znieczulica,
"spychologia" i pogoń za pieniądzem nie są aż
tak powszechne i, że są ludzie, którzy
naprawdę pomagają
i wkładają w to całe swoje serce.
Taką fundacją
okazała się nasza, łódzka Fundacja Azyl i
współpracująca z nią Lecznica Weterynaryjna
Sfora pani doktor Ewy Pacałowskiej, którzy w
ciemno zgodzili się wyleczyć znalezioną przeze
mnie ranną kotkę.
Bardzo
Państwu za to dziękujemy! |
Ale może zacznę
od początku... Pod koniec kwietnia, przy ul.
Leczniczej w Łodzi znalazłam kota, w zasadzie
to on mnie znalazł, bo postanowił mnie śledzić
i, wciąż mrucząc, szedł za mną aż pod same
drzwi. Chcąc, nie chcąc zaprosiłam jegomościa
do środka, nakarmiłam i, z racji tego, że nie
miałam żadnych kocich akcesoriów, postanowiłam
szybko znaleźć mu dom tymczasowy. Udało
się w parę godzin, jednak ludzie, którzy
zdecydowali się go przygarnąć, mają już
jednego kota
i podczas konfrontacji doszło niemalże do III
wojny światowej. Kota musiałam zabrać do domu.
Na szczęście, ci zupełnie obcy mi ludzie
(kolejne anioły jakie spotkałam na swojej
drodze) wyposażyli mnie w wyprawkę, która
pozwoliła mi przetrwać noc (kuweta, żwirek,
jedzonko i parę złotych rad). Na drugi dzień
okazało się, że kotka ma starą ranę -
przegryzioną na wylot łapkę,
w której wytworzył się paskudny ropień. Po
natychmiastowej i na szczęście darmowej
(kolejna dobra dusza!) wizycie w pobliskiej
lecznicy, okazało się, że mam do czynienia z
około 3-letnią kotką, niesterylizowaną i
niezaczipowaną a jej leczenie to przy dobrych
wiatrach koszt 250 zł. Dla mnie absolwentki,
która od maja miała rozpocząć nową prace, była
to niemała kwota. No i wtedy rozpoczęła się
moja walka o jakiekolwiek wsparcie - po
licznych telefonach, nieodbieraniu, odsyłaniu
- udało mi się nawiązać kontakt z Fundacją
Azyl. Państwo, z którymi rozmawiałam, byli
bardzo poruszeni historią kotki i kazali na
drugi dzień jechać do Lecznicy pani dr Ewy
Pacałowskiej. Ze względu na to, że mają
ogromną ilość zwierzaków, umówiliśmy się, że
kotka będzie mieszkać u mnie a Fundacja
pokryje koszty leczenia. Nie ukrywam, że
kamień spadł mi
z serca i, z racji tego, że nie mogłam jej
zatrzymać, mogłam spokojnie rozpocząć
poszukiwania dobrego domu dla kotki, którą
nazwałam FRANCA :)) Nieocenioną pomoc niósł
także mój chłopak - Tomek, który mimo alergii,
woził nas do lecznicy i smarował łapkę dwa
razy dziennie, przez co został dozgonnie przez
Francę znienawidzony :)) Mijały dni,
zdążyliśmy rozwiesić dziesiątki ogłoszeń,
poinformować sąsiadów, znajomych,
zaprzyjaźnioną panią ze sklepu zoologicznego,
która zawsze dorzucała smakołyki dla kotki,
ale nikt się nie odzywał. Oprócz oczywiście
potencjalnie byłej, średnio zainteresowanej
pseudo- właścicielki. W międzyczasie bardzo
się
z Francą zaprzyjaźniłam, kotka chodziła za mną
krok w krok - gdy jadłam śniadania siedziała
na krzesełku obok, gdy prałam buszowała w
koszu z posortowaną odzieżą a w nocy spała
przytulona bliziutko mnie. Prowadziłyśmy także
długie i interesujące rozmowy o surowcach
energetycznych - Franca upierała się, że
najlepszy jest MIAU :)) Liczne wizyty w
lecznicy były dla niej bardzo stresujące, ale
gojąca się rana wynagradzała trud, jaki trzeba
było włożyć we wpakowanie Francy do
transporterka. 13 maja odbyła się ostatnia
wizyta kontrolna - łapka wyleczona a 16 maja
kotka trafiła do nowego domu :) Pan Marcin był
zachwycony Francą i od razu podpisaliśmy umowę
adopcyjną a parę godzin później zadzwoniła
żona Pana Marcina, oświadczyła, że się
zakochała i obsypała mnie milionem pytań. Mam
nadzieję, że ta fascynacja nie minie i podczas
odwiedzin zastanę Francę i jej nowych
opiekunów szczęśliwych :)
Nie bójmy się
pomagać - jeśli nie chcemy tego robić dla
drugiego, zróbmy to dla siebie, bo przecież
dobro dane bliźniemu, wraca z podwójną
siłą..."
Bardzo
dziękujemy Pani Ewie za tak piękny mail. To
dla nas bardzo ważne, wręcz krzepiące.
Serdecznie Pozdrawiamy Pana Marcina wraz z
żoną i kotką FRANCĄ :)
|