
|
Następnie Pani
Grażyna zwróciła się o pomoc do organizacji,
która zajmuje się ponoć pomocą zwierzętom
bezdomnym. Jednak zamiast pomóc psu, zaczęli
organizować zbiórkę pieniędzy, podobno na
leczenie pieska. Ten jednak nadal leżał
nieopodal domu Pani Grażyny, która nie mogła
go wziąć do siebie, gdyż sama ma ogromnego,
agresywnego psa. Pies polegiwał więc nadal na
polu, a kiedy robiło się zimno pani Grażyna
wpuszczała pieska do komórki. Wydawało mi się,
że widziałam już wiele sytuacji, że o
bezduszności urzędników wiem już chyba
wszystko. Jednak ta historia spowodowała, że
zaczęłam się zastanawiać, kim są ludzie,
którzy mimo iż za los takich zwierząt są
prawnie odpowiedzialni, mają na ich ratowanie
środki a na dokładkę pobierają za to pensje,
pozwalają żeby zwierzę tak okrutnie cierpiało.
Jadąc na miejsce zadzwoniłam sama do urzędu i
mnie panie urzędniczki próbowały wmówić
dokładnie to samo: pani pieska dokarmia,
wezwała lekarza, więc piesek jest jej.
|
I jakoś do nich
zupełnie nie chciało dotrzeć, że dzieje się
tak dlatego, że one się tym psem nie zajęły i
że Pani Grażyna wyręcza ich w działaniach,
które należą do ich obowiązków. Dopiero moja
dość gwałtowna rozmowa z panem burmistrzem
spowodowała, że nagle wszystko nabrało tempa:
na miejsce ruszyły panie urzędniczki, wysłany
został też lekarz weterynarii. Panie
urzędniczki pieska zamierzały oglądać z
samochodu, nawet nie wysiadły! Pani Grażyna
jednak bała się juz zaufać ludziom, którzy
bezlitośnie przez tyle czasu nie reagowali na
taki ogrom cierpienia. Postanowiła zaczekać na
mój przyjazd. Tego, co zobaczyłam na miejscu
nie zapomnę chyba nigdy. Przemiły piesek, mimo
tego wszystkiego nadal lgnący do człowieka,
trącający mnie zachęcająco mordką
a noga z nadal niezagojoną raną, w której było
widać kość! Pojechałam z tym psem prosto do
pana burmistrza, który wcześniej w trakcie
rozmowy telefonicznej okłamał mnie, że piesek
od rana jest już w lecznicy - chyba nikt się
nie spodziewał, że zareagujemy tak szybko! Po
moim pojawieniu się w urzędzie do gabinetu
pana burmistrza wezwane zostały panie
urzędniczki, które nadal bezmyślnie
powtarzały, że piesek jest tej pani. Jednak
zapytane o uregulowania prawne, które czynią z
tej pani w ich oczach właścicielkę psa, tępo
patrzyły w stół. Cieszy mnie natomiast fakt,
że pan burmistrz nieco jednak zmienił zdanie i
natychmiast po mojej wizycie zawiadomił
schronisko,
z którym gmina ma podpisaną umowę. Nasza
fundacja niestety w chwili obecnej nie byłaby
w stanie sfinansować potrzebnej psu operacji.
Piesek trafił natychmiast do lecznicy, gdzie
przez pierwsze kilka dni była nawadniany i
wzmacniany. Mimo, że pani Grażyna przez prawie
trzy tygodnie psa dokarmiała, nadal był w
kiepskiej kondycji - aż się boję myśleć, jak
wyglądał jak został znaleziony! Teraz jest już
po operacji i ma się chyba całkiem nieźle,
choć nadal jest obolały i trochę smutny. Ma
zapewnioną opiekę i wszystko, czego potrzebuje
oprócz tego, co najważniejsze:
kochającego właściciela, który już nigdy nie
pozwoli mu tak cierpieć.
Postanowiłam napisać o
tej historii z dwóch powodów. Po pierwsze,
żeby opisać działania urzędników
odpowiedzialnych za los zwierząt bezdomnych w
naszym kraju i opiekę nad nimi. Wiemy, że są
gminy, w których nie ma problemu ze
zgłoszeniem bezdomnego psa i tym, żeby znalazł
właściwą opiekę. Ale niestety historie takie,
jak ta nie należą do rzadkości. I chciałabym,
żeby wszyscy mieli świadomość, że opieka nad
takim psem jest obowiązkiem gminy i urzędnicy
nie mają prawa takiej opieki odmówić,
wmawiając komuś, że stał się właścicielem,
tylko dlatego, że wykazał się ludzkim
odruchem. Jest jeszcze inny aspekt tej sprawy.
Natychmiast po tym, jak wzmianka o rannym psie
ukazała się na stronie schroniska, Straż dla
Zwierząt z Warszawy bardzo się nim
zainteresowała i koniecznie chciała psa
zabrać. Dlaczego? Na to pytanie każdy musi
odpowiedzieć sobie sam. Ja tylko napiszę, że
bardzo mnie to zdziwiło, bo przecież prawie
wszystkie zwierzęta, które w Łodzi odbiera
interwencyjnie ta organizacja trafiają do
miejskiego schroniska, które pęka w szwach.
Czyżby kaleki pies był bardziej atrakcyjny?
Smutne to...
Wspólnie ze schroniskiem, w którym
przebywa Bokserek szukamy dla niego
najwspanialszego domu. Chętnie takiego, w
którym przebywał już piesek tej rasy. Osoby
zainteresowane adopcją prosimy o kontakt
telefoniczny: 783 705 010 lub mailowy:
fundacja.azyl@interia.pl
Informacje o
stanie zdrowia psiaka (ze strony schroniska)
poniżej:
"Ranny bokser z Błaszek"
T U T A J
"Bokser po amputacji"
T U T A J
"Goście u boksera"
T
U T A J
|