BIEDZIA została adoptowana :))

Pojechała do domu, w którym Państwo niedawno stracili swoją ukochaną suczkę
i choć postanowili nie brać kolejnego psa, okazało się, że dom bez psa jest smutny
i cichy... Długo rozważali adopcję Biedzi aż w końcu decyzja zapadła i sunia pojechała
z Państwem do swojego nowego domu :)

HISTORIA BIEDZI
BIEDZIA to prawdziwa zabiedzona chudzina...


Zobaczyłam ją jak biegła ulicą; środkiem, pod prąd, nie zwracając uwagi na samochody! Biegła w strugach padającego deszczu a jej długie, szczupłe łapki plątały się jak u zupełnie małego szczeniaka.

Ulica była jednokierunkowa i nie miałam jak zawrócić, musiałam więc objechać pół okolicy, żeby spróbować ją złapać!

Miałam tylko nadzieję, że nie zniknie
w międzyczasie w którejś z bram. I w końcu ją zobaczyłam. Biegła tuż obok rozpędzonego autobusu!!! Na szczęście na mój widok skręciła w jedno z podwórek
i pędem wbiegła na ostatnie piętro
w kamienicy.

Tam, nie mając gdzie dalej uciekać, zaczęła mnie obszczekiwać...
Okazało się, że są jednak dobrzy ludzie
i w "negocjacjach" z sunią wspomogła mnie kiełbaską jedna z mieszkanek kamienicy ;)

Okazało się, że psina była tak wygłodzona, że widząc jedzenie zapomniała
o szczekaniu, strachu i całym świecie...

Na dół schodziła patrząc mi już w oczy i przytulając się do nóg. Okazało się, że jest przeraźliwie wychudzona, niemal zagłodzona... Nawet to, co w pierwszej chwili zobaczyłam nie oddawało jej rzeczywistego stanu! Nastroszona sierść w pierwszej chwili ukryła fakt, że Biedzia wygląda jak chodzący szkielecik...  Teraz cały czas nadrabia i najchętniej zjadłaby słonia ;) musimy więc dawkować jej jedzenie, gdyż nakarmienie jej do syta w takim stanie mogłoby jej zaszkodzić.

Wsuwa więc małe porcje kilka razy dziennie i z dnia na dzień jest silniejsza, czuje się pewniej
i bezpieczniej. Na ostatnich trzech zdjęciach zrobionych ostatnio wyraźnie widać, że Biedzia nabrała odrobinę ciałka :)) Wkrótce chyba w ogóle przestanie być Biedzią.