Argosik, to psiak, który najdłużej się nam "opierał". Mój mąż, aby go złapać, przebiegł za nim kilkanaście kilometrów.

Dowiedzieliśmy się o nim od starszej pani, która błagała, żeby pomóc psu wyrzuconemu przez alkoholików. Okazało się, że dwa dni wcześniej Argosik był adoptowany ze schroniska, jednak jak tego właściciele poszli "w tango" pies został na ulicy. I to na bardzo ruchliwej ulicy w centrum miasta, ulicy po której z wielkim łomotem co chwilę przejeżdżały tramwaje. A Argosik nie był pieskiem specjalnie ufnym, nie podchodził do nikogo, wiec niespecjalnie można mu było pomóc. Ganialiśmy Argosika na zmianę parę godzin, w końcu mój mąż, których chyba całą sprawę potraktował ambicjonalnie, tak Argosika przegonił przez pół miasta, że ten chyba stwierdziwszy, że nigdy się nie odczepimy dał się w końcu złapać.

Jest miłym, niekłopotliwym psiakiem, który chyba najlepiej czułby się mając do dyspozycji niewielki podwórko