Piesek, o którym pisaliśmy kilka tygodni temu a którego nazwaliśmy Blondik vel Milo ma już nowy dom. Milo po naszej nocnej interwencji trafił do całodobowej kliniki weterynaryjnej przy ul. Gdańskiej 81, z rozpoznaniem parwowirozy. Pani Doktor Anna Mrozek, która zajmował się leczeniem Milo postanowił, że znajdzie dla chłopaka najlepszy dom pod słońcem :) I tak dokładnie się stało. Przedwczoraj Milo pojechał do nowego domu. Tym razem kochającego
i odpowiedzialnego. Bardzo dziękujemy lekarzom, którzy uratowali psiakowi życie a szczególnie Pani Doktor, która znalazła dla niego nowy dom. Kilka zdjęć Milo - TUTAJ
Historia Milo zaczęła się naprawdę dramatycznie. Kilka tygodni temu w nocy
o godz. 23:50 zadzwonił nasz fundacyjny telefon. Kobieta zanosząc się płaczem oznajmiła, ze pies jej umiera, dusi się, a ona nie wie, co robić, nie ma pieniędzy na weterynarza, na taksówkę i błaga nas o pomoc. Oczywiście jak zwykle do nas,
bo powszechnie wiadomo, że w większości łódzkich organizacji w ogóle nie odbierają telefonów
o takich godzinach. Myśląc, że pies jest z wypadku, znaleziony, posłaliśmy tę panią do najbliższej zaprzyjaźnionej lecznicy na Gdańskiej 81 (jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc). Tam lekarze zajęli się pieskiem. A my zostaliśmy z fakturą do zapłaty: na dzień dzisiejszy to 690 PLN. Czy to koniec tej historii? Niestety nie. Zapłakana pani okazała się właścicielką psa, ale najwyraźniej niezbyt przywiązaną do zwierzęcia - nie zgłosiła się po odbiór rano,
a przyprowadziła go kompletnie pijana! Z kliniki zadzwoniono do nas z pytaniem, co dalej robimy
z pieskiem. Czy po zakończeniu leczenia piesek wróci do właścicielki, czy też zajmiemy się nim my? Pomijając fakt, że mamy pod opieką ponad 100 psów i nie mamy możliwości przyjąć kolejnego... to ten pies miał podejrzenie parwowirozy. To zaraźliwa choroba psów. Nie może więc przyjechać do nas, czeka go kwarantanna. Tylko gdzie? Czy mamy płacić za jego pobyt w lecznicy? Piesek ma przecież właścicielkę, która jednak w ogóle się nim nie interesuje a zwierzak mieszkał na klatce schodowej. Czy po porzuceniu psa w lecznicy mamy go jej oddać?
Piesek będzie musiał spędzić w lecznicy jeszcze przynajmniej 10 dni, to ogromne koszty. Niestety podejrzenie parwowirozy potwierdziło się po zrobieniu testów. Takie sytuacje zdarzają nam się coraz częściej: a to pies z wypadku, a to wyrzucony przy drodze, tylko wysokość faktur do zapłaty się zmienia. W ciągu dwóch ostatnich dni z interwencji trafił do nas piesek
z parwowirozą, kot bezdomny w bardzo ciężkim stanie, kociak dwumiesięczny, który wypadł nieodpowiedzialnej opiekunce z trzeciego piętra. Zawieźliśmy go do lecznicy a tam okazało się, że kot ma złamanie szyjki kości udowej. Koszt operacji 400zł oczywiście bez kosztów zdjęć RTG, leków które już wcześniej dostał i dalszej opieki. Niestety na naszym koncie, mimo niedawnych wpływów z 1% są bardzo niewielkie środki. Bo jak potrzeba pomoc to każdy dzwoni do nas, a jak trzeba przekazać 1% to większość darczyńców wybiera te bardziej medialne fundacje. My niestety nie mamy ani czasu, ani pieniędzy na wielkie bilbordy, reklamy w telewizji czy gazetach. W przeciwieństwie do wielu innych organizacji nasza Fundacja nie zatrudnia żadnych pracowników, wszyscy działają w niej za darmo. Wszystkie nasze koszty to leczenie zwierząt, ich utrzymane i ewentualnie transport. Żebranie o Wasze pieniądze pod każdym zamieszczanym na FB pieskiem nie leży w naszej naturze. Ale przecież wiecie, że za każdą operację, sterylizację, szczepienie musimy płacić.