BOLEK odszedł od nas na zawsze... W poniedziałek 19 listopada 2012 r. odszedł Boluś. Pięknie i wzruszająco napisała o nim Kasia, nasza wolontariuszka, która znalazła Bolka. Ten tekst zamieszczam w całości, bo chcę żeby Bolek na zawsze pozostał w naszej pamięci. "Od tygodni odkładałam założenie Bolkowi albumu. Zawsze były inne pieski, on i tak nie był do adopcji, najwyżej wirtualnej. A dziś odszedł... Znalazłam go rok temu. Leżał między torowiskiem a bardzo ruchliwą ulicą Limanowskiego w Łodzi. Chciał umrzeć, nie dał się złapać, ale odchodził kawałek i kładł się. Skóra i kości, wielki guz między nogami, stary, chory pies z Bałut. Złapał go Piotr. I z Piotrem Bolek został. Ja byłam tylko jego wirtualną opiekunką. W Piotrze był zakochany i to z wzajemnością. Tak było przez niecały rok, aż do dziś. Jestem pewna, że to był najlepszy rok w życiu Bolka. Za każdym razem, gdy go widziałam, nie mogłam się nadziwić. Cieszył się, miał taki łobuzerski błysk w oku. Na zdjęciach wychodził jak typowa Sierotka Marysia. A na żywo biegał, cieszył się, oczywiście najbardziej do Piotra. Bardzo mi smutno, że moja znajda odeszła. Ale wiem, że gdyby nie Piotr i Ania, to umarłby rok temu, być może nigdy nie zaznawszy szczęśliwej beztroski. Poniżej zamieszczam informacje od Ani. [Katarzyna - wolontariuszka]
Dziś rano umarł Boluś, pies którego Kasia
znalazła z ogromnym guzem jąder. Był zoperowany i choć sytuacja
wydawała się beznadziejna, Boluś z każdym dniem czuł się lepiej.
Początkowo nie miał apetytu, był słabiutki, ale później szybko
zaczął wracać do formy i wydawało się, że jeszcze wiele życia
przed nim. Był u nas około roku. Kilka dni temu stracił apetyt i
zaczął się trząść. Myśleliśmy, że to nóżki mu słabną, bo starszy
z niego dziadek. Niestety było coraz gorzej. Wyniki badań
pokazały, że Bolusiowi całkiem stanęły nerki. Wyniki kreatyniny
ponad 8, raczej nie pozostawiały złudzeń. Ale jeszcze
próbowaliśmy go ratować, nawet wbrew rozsądkowi. Bo ten, dla
wielu zwyczajny, stary kundelek, dla nas stał się przyjacielem.
Przyjacielem, który chodził krok w krok za nami, który stał przy
nas w czasie jedzenia z nadzieją, że po raz kolejny "się
złamiemy" i coś mu z naszego stołu "spadnie". Przyjacielem,
który spał z nami w łóżku, bo nie sposób mu było wytłumaczyć, że
łóżko jest dla ludzi, ale też dlatego, że nie tłumaczyliśmy mu
tego z wielkim przekonaniem. W końcu łóżko duże to i Bolek się w
nim zmieścił. Boluś odszedł dziś rano i bardzo go nam brakuje...
Nie wiem dlaczego ludzie nie chcą adoptować starszych psów.
Bolek przez ten rok dał nam tyle wzruszeń
I jeszcze, na sam koniec, kilka słów ode
mnie. Bolka widziałam tylko raz, zupełnie przypadkiem. Byłam w
lecznicy ze swoimi zwierzakami a Bolek przyjechał na kroplówkę,
bo dwa dni wcześniej był operowany. Faktycznie nie chciał jeść i
wszyscy bali się o jego zdrowie. Bolka przywiózł pan Piotr.
Wnosił swojego przyjaciela w ramionach, czule i z troska go
obejmując. Przywiózł też dla Bolusia jedzenie. To nie była po
prostu sucha karma, którą i tak Boluś dostałby w lecznicy, ale
mnóstwo miseczek z różnymi smakołykami, które przed zabiegiem
Boluś zjadał z takim apetytem. Wszystkie miseczki osobno
popakowane, na wypadek gdyby Boluś po kroplówce poczuł się
lepiej i miał ochotę coś zjeść. I to właśnie na widok tych
miseczek każdy w poczekalni miał łzy w oczach. Do dzisiaj ze
wzruszeniem myślę o tej miłości i czułości z jaką pan Piotr
traktował Bolka. [Asia - wolontariuszka]
|